wtorek, 23 sierpnia 2016

Moje odchudzanie i efekt jojo.

Moja motywacja. 

Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się w zeszłym roku w maju, oczywiście wcześniej, we wcześniejszych latach też chciałam się odchudzać, ale myślałam, że żeby schudnąć trzeba głodować, ja nie byłam wstanie. Później jak trochę pogłębilam swoją wiedze w tematyce diet i odchudzania, wiedziałam już, że najlepiej jeść 5 małych posiłków co 3h, ale jakoś nigdy nie wiedziałam jak się za to zabrać, tłumaczyłam sobie, że jeszcze wyglądam spoko (co prawda zawsze miałam wage w normie). Aż w końch w 2 klasie LO wzięłam się za siebie, gdy zobaczyłam, że moja koleżanka z klasy, która była wyższa i chudsza ode mnie, zaczęła się odchudzać, ja zaczęłam jakiś czas po niej, u niej było wodać efekty już, po miesiącu schudła z 4,5 kg, inne dziewczyny z klasy jej mówiły co ona ze sobą robi skoro już jest mega chuda, a ja po półtora miesiąca schudłam tylko 3 kg i nikt tego nie zauważył w klasie, niby jak się odchudza, zmienia swoje ciało to dla siebie samej, ale miło jest, gdy inne osoby zauważają efekty. To jest właśnie ten mechanizm napędzania, motywacji do działania o czym pisałam w poprzednim poście. 

Jak zaczęłam swoją dietę i jak ona przebiegała?
Na początek zaczęłam jeść 5 posiłków dziennie co 3h, jadłam wszystko to co lubię, tylko w mniejszych ilościach. Miałam ochotę na batona, to jadłam go np. na drugie śniadanie, albo podwieczorek. Wtedy nie miałam pojęcia o tym co można jeść na wieczór, a co rano, herbate dalej cukrem słodziłam. Chciałam schudnąć ograniczając tylko jedzenie, nie patrzyłam na to, co jest zdrowe, a co nie. W wakacje zaczęłam się zagłębiać w tematy żywienia, tego co zdrowe, a co nie, co można jeść na diecie a co nie bardzo. Zaczęłam rezygnować ze słodyczy, słodkich jogurtów, przestałam pić słodkie napoje, słodzić herbate, w zasadzie to piłam tylko wodę gazowaną, ponieważ herbata bez cukru była dla mnie bez smaku, za jakiś czas wodę gazowaną na niegazowaną, bo się naczytałam o wzdęciach po niej. Gdy uświadomiłam sobie, że w zasadzie większość produktów,  które ja lubię są niezdrowe i muszę z nich zrezygnować, zaczęłam popadać w takiego doła, że już do końca życia nie będę mogła zjeść żadnego ciastka, ani nic. Żeby nie chodzić do sklepów i nie patrzeć na te wszystkie słodycze, lody i inne pokusy, siedziałam w domu, od rana do nocy, spędziłam tak prawie cały lipiec, dopiero pod koniec zaczęłam wychodzić na rower, moje samopoczucie się polepszyło, dziwiłam się sama sobie, że tyle czasu wakacji zmarnowałam, że przecież w sloneczny dzień, lepiej jest wyjść na dwór niż siedzieć w chałupie. Codziennie jeździłam na rowerze po 15-20 km, to zazwyczaj w popołudniowych godzinach, przed obiadem, natomiast ok 17-18 chodziłam na spacery. Jakoś tak w połowie sierpnia zepsuł mi się rower, więc już tylko spacerowałam. Wage miałam popsutą, więc nie moglam się zważyć, nie widziałam zbytnio efektów, żebym chudła, bałam się, że przytyłam. Na początku września się zważyłam, ja wchodzę na wagę, a tu 55 kg z 64 kg. Byłam zadowolona, że tyle schudłam, bo w sumie chciałam shudnąć ok. 10 kg, ale myślałam, że mi się to nie uda, ale jak zobaczyłam, że jednak się udało, to chciałam jeszcze zredukować do 50 kg, ale już ciężej było schudnąć jak zaczęła się szkoła, bo wtedy to już w ogóle nie miałam ruchu, bo tylko z domu do przestanku autobusowego, jak wychodziłam z autobusu to do tramwaju, a z tramwaju do szkoły. Na czczo jak się ważyłam to było tak 53-54 kg. 
We wrześniu robiłam sobie badania krwi, wynikło z nich tylko tyle, że miałam za mało glukozy, jeszcze przy pobieraniu krwi zemdlałam, pierwszy raz, a zemdlałam bo mi cukier spadł. Od września do marca br nie miałam miesiączki, ale w marcu sama się pojawiła jak przytyłam do 60 kg, od grudnia albo stycznia zaczęłam tyć, bo jak długo nie jadłam słodyczy to później zaczęłam wpieprzać, nie wiedziałam że na diecie istnieje coś takiego jak cheat day czy cheat meal, ale jak się dowiedziałam to sobie robiłam taki cheat meal raz w tygodniu, później to się przerodziło w cheat day, w soboty sobie go robiłam i praktycznie od rana do nocy wpieprzałam słodycze, bez opamiętania, aż do bóli brzucha, masakra. Więc zaczęłam tyć. A okres to nie wiem czy straciłam dlatego, bo szybko i dużo schudłam czy dlatego, bo dużo i szybko schudłam czy od zbyt wyczerpującego wysiłku fizycznego, bo naprawdę dużo jeździłam na rowerze. To co się działo w mojej głowie podczas tej diety, to jest masakra, chodziłam ciągle smutna, z worami pod oczyma, często chciało mi się ryczeć, nie chciało mi się żyć, potrafiło być tak, że chciało mi się ryczeć,  a za chwilę ktoś coś powiedział, a mi się momentalnie humor poprawiał i zaczynałam się śmiać. Nie wiem czy to były początki anoreksji czy coś, ale to co się działo z moną psychiką wtedy, jest nie do opisania, nie chciałabym ponownie przez to przechodzić. Miałam swoje przygody z obsesyjnym liczeniem kalorii, ale to już temat na inny post. 
Teraz ważę 60-61 kg, ale chciałabym zredukować tak do 55 kg, ale już z głową. Podoba mi się to jak wyglądałam po tej diecie, ale wtedy ja nie dostrzegałam tych efektów, niby gdy siadałam czy gdy się kąpałam moje uda wydawały się jakieś takie mniejsze, ale gdy patrzyłam w lustro to dalej widziałam siebie grubą. Efektów na ciele nie widziałam, ale koleżanki z klasy zauwazyły po powrocie do szkoły :D Mówiły, że mega schudłam i że wyglądam
za chudo. Zresztą, wrzucę tu porównawczą fotkę, to oceńcie jak wyglądałam i wyglądam :) Jak ktoś to czyta to niech da znak w komentarzu, bo nie wiem czy kogoś to interesuje w ogóle, czy mam pisać następne posty czy nie ;)

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Witam :)

Jako, że jest to mój pierwszy post na blogu, chciałabym w nim przedstawić powód, cel założenia tego blogu,  ale także jego tematyk ę. Chociaż w sumie może zacznę od przedstawienia siebie :D Nazywam się Kasia, mam 19 lat, jestem po liceum, mieszkam w okolicach Warszawy (niedlugo w Warszawie :P). Interesuję się fotografią, muzyką, sportem (jazda na rowerze, jedyna aktywność fizyczna, którą lubię). Wracając do bloga. Powód jego założenia jest dość obszerny. Założyłam tego bloga, ponieważ chcę "zawalczyć" o lepszy wygląd swoje ciała, a wiem, że dużo osób też chciałoby schudnąć czy wyrzeźbić ciałko, ale wiadomo, że nie jest to proste, wymaga wiele wyrzeczeń, poświęceń, mega silnej woli, a przede wszystkim siły i motywacji do działania, do zmienienia siebie na lepsze. Celem założenia tego blogu jest motywowanie siebie nawzajem, wiadomo że lepiej, raźniej rozpoczyna się dietę, ćwiczenia w jednym czasie z kimś. Wiecie jak to jest, jak np. zaczynacie diete z koleżanką w jednym czasie, po np. miesiącu koleżanka zredukowała 4 kg, a wy tylko 2, więc efekty koleżanki napędzają do działania, jeszcze większego poświęcenia, trzymania michy, mam na myśli taką zdrową rywalizację, a nie jakąś zazdrość, złość, pajanie nienawiścią do koleżanki, bo schudła więcej. Przyłożyła się - schudła, Ty też masz szansę! Efekty koleżanki mają działać na Ciebie jak motywacja! Niektórzy może nie mają takiej koleżanki, z którą mogliby razem rozpocząć dietę, więc dla takich osób założyłam tego bloga. Ja motywuje Was - Wy motywujecie mnie. Jeśli oczywiście znajdzie się ktoś, albo jakaś większa grupa ludzi, która będzie chciała czytać to co piszę i działać razem ze mną :) Byłoby mi bardzo miło, gdyby ktoś taki się znalazł ;) 
Przeglądając różne profile na Instagramie, nie natknęłam się na taki profil, w którym ktoś zechciałby zacząć odchudznie tak grupowo, z ludźmi z internetu, tak żeby motywować siebie nawzajem, dzielić się swoją wiedzą w zakresie ćwiczeń czy odżywiania. Natomiast co i rusz natykam się na profile ludzi, którzy już schudli, przeszli swoją metamorfoze i teraz swoimi efektami chcą motywować innych, ja z kolei chcę zacząć dietę z Wami, zaczynając z jednego poziomu, w tym momencie jesteśmy na równi, mimo tego, że każdy z nas zaczyna z innej wagi i możliwe, że ma różne cele wagowe. Chodzi o to, żeby nikt się nie wywyższał, bo już schudł, osiągnął wymarzoną sylwetkę, nieraz mam wrażenie wywyższania się niektórych fit gwiazd internetowych, zbijają na tym fejm i hajs (w przyszłości), a ja nie mam na celu wywyższania się, uważania za lepszą, po prostu zależy mi na wzajemnej motywacji i poszerzania wiedzy w zakresie żywienia, dietetyki czy ćwiczeń.
 Ja od dzisiaj zaczynam dietę, koniec z mówieniem sobie "od jutra", "od poniedziałku", NIE! Od dzisiaj! Kto ze mną? :) 
Jeszcze o tematyce miałam wspomnieć, ale w sumie wynika ona z tego co napisałam powyżej. 
Kolejny post będzie skupiał się na mnie, na moim wcześniejszym odchudzaniu. A więc zapraszam do śledzenia! :)